Wreszcie się nie martwię, że nie dolecę do lotniska
10 stycznia 2016
Dalej lubię szybowce. Chwilowo bardziej jednak lubię samoloty… Tak, rozpoczęłam szkolenie do PPL. Zawsze o tym marzyłam, aż w końcu dałam sobie prawo do spełnienia tego marzenia.
Podczas pierwszego lotu w szkoleniu poczułam ogromny spokój oraz wrażenie, że robiłam to od zawsze. Może w poprzednim życiu byłam pilotem? :)
Nie wiem, czy to zasługa spokoju instruktora (Przemek, pozdrawiam!) czy czegoś więcej, ale każdy lot szkolny sprawia mi ogromną frajdę, nawet jeśli coś chwilowo mi nie wychodzi.
Kiedy zasiadam za sterami samolotu, czuję dużo większy spokój, niż kiedy mam lecieć szybowcem.
W końcu mam silnik i już nie muszę tak bardzo się martwić, że nie dolecę do lotniska.
Ta świadomość, że może mi się przytrafić lądowanie w terenie przygodnym odbiera mi całą frajdę latania szybowcowego.
Kiedy ostatnim razem Przemek coś wspominał o lotach samodzielnych, nie wierzyłam, że to już. A jednak.
Wczoraj był ten wielki dzień, kiedy padło pytanie – „Dasz sobie radę?”. Pewnie, że dam :) i poleciałam.
Dwa krótkie loty po kręgu i …. zadanie wykonane. Samolot cały, a pilot dumny :)
Czy latanie szybowcowe pomogło mi w tej pierwszej części szkolenia?
Tak, bardzo. Obycie z przestrzenią, wiatrem i termiką, ze sterowaniem statkiem powietrznym, z radiem i procedurami bardzo ułatwiło pierwszą część szkolenia.
Oczywiście było kilka zabawnych sytuacji, kiedy na początku zapomniałam, że mam silnik i pytałam, z jakiej wysokości mam rozpocząć krąg, żeby mi starczyło wysokości :D
Przekonałam się też, że słuchawki lepiej działają, jeśli się wepnie w odpowiednie gniazdko ;)
Pokochałam się z trymerem, który pomaga mi podnieść ciężką Cessnę przed przyziemnieniem – w moim przypadku siłownia nie wystarcza ;)
No i w samolocie jest zdecydowanie cieplej niż w szybowcu, szczególnie o tej porze roku. :D
Ciekawe jest to, że po rozpoczęciu szkolenia samolotowego, do skończenia lotów samodzielnych po kręgu, nie powinno się latać szybowcami. Wydawało mi się to głupie i bez sensu – przecież umiem lądować szybowcem.
Miałam okazję to sprawdzić podczas sylwestrowo-noworocznego wyjazdu do Białej Podlaskiej, gdzie skusiłam sie na kilka lotow Perkozem. I faktycznie, lądowania nie były takie ładne jak zazwyczaj, to za wysokie wyrównanie, to lądowanie na ogon, to niedolot. Echhh, trzeba słuchać jak mądrzejsi mówią ;)
Ale zaskoczenie ;) Dawno tu nie zaglądałem, a tu proszę wpis z tego roku. Super. Gratuluję ambicji i podjęcia nowych wyzwań. Marzenia się spełniają ;)
No proszę, wchodzę przypadkiem na bloga, a tu Papa Papa, która wczoraj odwiedziła nas w Rybniku. :D
Tym razem to nie ja ;)
zazdroszczę! Ja dopiero zaczynam naukę, więc niedługo mam nadzieje, że i ja będę latać :)
Powodzenia!
super blog i artykuły! :)