Pierwsze loty za płoty


25 maja 2011

Doczekałam się :) Wczoraj rozpoczęłam praktyczny kurs szybowcowy w naszym aeroklubie.Mieliśmy rozpocząć w poniedziałek, jednak brakło dość istotnej osoby – pilota holownika. Falstart. Jednak cierpliwość na lotnisku jest złotem, warto jej się uczyć od początku.Nie wiedziałam, że aby sobie polatać, trzeba się tak napracować – otworzyć hangar, wyprowadzić szybowiec, przynieść spadochrony i akumulator, zaholować szybowiec na start, biegać po lotnisku i przyprowadzać szybowce po lądowaniu. Prowadzenie chronometrażu to lajcik. Po zakończonych lotach szybowiec należy odprowadzić do hangaru i umyć z much, które się ładnie przyklejają na krawędziach natarcia. Ale mimo że jest tam tyle czynności około-lotnicznych, sprawiają one niezmierną frajdę :)

Wczoraj leciałam 3 razy – każdy lot jakieś 13 minut

Lot 1: zapoznanie się z szybowcem i lotniskiem, widokami z góry. Ładne mamy widoki.

Lot 2: instruktor startuje i ląduje, a ja wyczepiam linę. Lecę też samodzielnie po prostej i w zakręcie. Nie jest to łatwe. Dużo rzeczy do opanowania, zabezpieczyć prędkość (latamy z prędkością optymalną czyli dla Bociana jest to 80km/h), pilnować wysokości. Po wyczepieniu na 500m lot trwa jakieś 7 minut – krąg nad lotniskiem i lądowanie.

Lot 3: lecieliśmy od razu bez wysiadania :)

Trudno ogarnąć wszystko na raz – przyrządy, widoki na zewnątrz, równowaga szybowca, kierunek, ale po to mam instruktora, aby mnie wszystkiego nauczył. Podobno każdy się w końcu nauczy – trzeba zaskoczyć ;)

Dziś przerwa – czas na czytanie teorii, a jutro znowu latamy!

Musze jeszcze kupić jakieś leki antyhistaminowe, bo trawa na lotnisku wykańcza moje oczy. No i już wiem, dlaczego mam mieć długie spodnie – przedzieranie się przez chaszcze na lotnisku nie należy do przyjemności…

;)

Zobacz także:


Leave a Reply