Mucha 100 + cumulusy = 1:47h


19 czerwca 2013

Dopiero samodzielne loty na termikę rozwijają nas najbardziej, podejrzewam że samodzielne przeloty to już w ogóle ogromny skok w samodzielności pilota. A pierwsze lądowanie w polu… hmm, wolę o tym nie myśleć ;)

Póki co moja termika ogranicza się do lotów na lotniskiem w stożku dolotowym, ale i tak daje mi to bardzo dużo w wyczuciu szybowca i przestrzeni. Kominy zaczynam czuć sobą, a dopiero potem widzę je na wariometrze. Dziś warunki były idealne – piękne cumulusy nad samym lotniskiem, które pod podstawą na 1000m nosiły +3m/s.

Wiem już, że nie przepadam za bezchmurną, zdecydowanie wolę, gdy są chmury – idealnie lekko szare u podstawy – takie ciągną do góry najmocniej.

Wystartowałam Muchą 100, gdy podstawy były jeszcze nisko (ok. 600m), i po wyczepieniu na 450 miałam kłopot z utrzymaniem wysokości, która topniała i przy 350m podleciałam pod „chmurę ostatniej szansy” – albo się uda, albo lecę „do drugiego” i ląduję. I tu niespodzianka – zerko, potem 0.5m/s i powoli, powoli do góry. Wiem już, że wszystko powyżej 0m/s jest na wagę złota, i niewolno wybrzydzać – to zawsze się kończy lądowaniem. Tak więc – jest 0m/s, jest dobrze. I tak mijały mi minuty, a ja centrowałam kominy, szukałam nowych, spadałam i znowu się wykręcałam. I tak minęło mi półtorej godziny. W tym sezonie to póki co mój najdłuższy lot – 1:47 i mógłby być dłuższy, ale już czułam, że powinnam wylądować. A jak nosi na kręgu, to wymaga wiele samodyscypliny :)

I tym sposobem zakończyłam zadanie AVI/1 i mogę przygotowywać się do przelotu.

Zobacz także:


Leave a Reply