Pierwszy lot samodzielny szybowcem za wyciągarką


4 października 2011

To był wymarzony weekend – 2 dni na lotnisku, 20 lotów, w tym 6 samodzielnych. Akumulatory naładowane na 100% :)

Sobota

Przyjechałam na lotnisko o 9.30 i praktycznie od razu przygotowujemy się do lotów – mycie Bociana, rozkładanie znaków, rozstawianie kwadratu. Po jedenastej zaczynamy latać – na pierwszy ogień idą sytuacje niebezpieczne w locie za wyciągarką. Ćwiczymy lot z liną, przerwanie ciągu na 100m i na 20m. Muszę przyznać, że było to dla mnie wyzwaniem, nigdy nie wykonywałam manewrów na tak niskiej wysokości. Dzięki temu ćwiczyłam lądowania w różnych konfiguracjach i muszę przyznać, da się tak wylądować. Łatwiej mi teraz robić obliczenia do lądowania.

Następnie okazało się, że przeszkolenie na nowy rodzaj startu zawiera zadanie na sytuacje korkociągowe, na które trzeba polecieć na 1000m, tak więc potrzebny był hol za samolotem. Nie ważne, że takie zadanie już miałam w szkoleniu za samolotem, ktoś tu chyba nie pomyślał.

Tak więc zorganizowaliśmy Puchacza i samolot holujący (był to jakiś ultralajt) i polecieliśmy. Jakie było moje zdziwienie, gdy schował podwozie (a przecież w locie na holu mają być nad horyzontem! ;) )

Po tym jak już pokręciliśmy korki i spirale, a wysokość ciągle była duża, instruktor pokazał mi jeszcze jedną figurę, której nazwy nie pamiętam, ale była fajna, a potem poćwiczyłam ześlizg kierunkowy.

Ostatni sobotni lot to był lot „doskonalący”, w którym zafundowałam sobie sytuację niebezpieczną, gdyż zerwałam bezpiecznik na wysokości ok. 100m, z powodu zbyt dużego kąta wznoszenia.

Niedziela

Trzy loty z instruktorem, w którym szlifujemy sam start – utrzymanie prawidłowego konta wznoszenia już mi wychodzi, ale mam kłopot z utrzymaniem kierunku. Bezchmurne niebo nie ułatwia zadania (brak punktu odniesienia), a sam start dzieje się tak szybko, że trochę mi szybowiec schodzi z kierunku. Po trzecim locie zaskoczenie – instruktor chce, abym leciała sama. Yyyy? Jak to? Już sama?
Jakoś tak niepewnie się czułam, że poprosiłam go o jeszcze jeden wspólny lot. Ponieważ kobiecie się nie odmawia, polecieliśmy :)

Po czwartym locie z instruktorem czułam się już na tyle pewnie, aby polecieć sama.

Ciekawe jest to, że lecąc samej leci mi się znacznie lepiej, mimo że nie mam z tylu backupu i nikt mi nie może pomóc ani nic podpowiedzieć (no chyba, że przez radio). Ładniej wykonuję manewry, może dlatego, że jestem maksymalnie skupiona na zadaniu – w końcu od tego zależy moje życie.

Tak wiec zrobiłam 5 lotów samodzielnych, które są wymagane, aby zakończyć przeszkolenie na nowy rodzaj startu za wyciągarką, leciało mi się bardzo fajnie, w powietrzy masełko, miodzio :) Kocham to :)

A jakby ktoś miał wątpliwości, to proszę: sama ląduję:

Samodzielne lądowanie

A na koniec instruktor namówił mnie na jeszcze jeden lot, z lądowaniem z przelotem i zatrzymaniem pod hangarem. Muszę przyznać, że wyszło mi to idealnie :)

Uzupełniając książkę lotów pod koniec dnia zorientowałam się, że mam na koncie 101 lotów :)

Okazało się również, że aby zaliczyć to przeszkolenie, brakuje mi 19 minut nalotu – program przeszkolenia wymaga 2h, a ja mam 1h41min.

Kolejna bzdura – nalotu jako takiego mam już 15h, ale co tam – wyskoczę na lotnisko w tygodniu któregoś dnia i dokończę te loty.

(całe to szkolenie odbyło się w Rybniku w BB Aero w świetnej atmosferze i z dużą dawką humoru)

Zobacz także:


Leave a Reply