Zmagania z bocznym wiatrem


1 lipca 2011

Po tygodniowej przerwie przyszłam na lotnisko pełna obaw, czy nie zapomniałam tego, co już się nauczyłam. Wiał silny boczny wiatr, toteż latało się trudno. Nie umiałam opanować szybowca w pierwszej fazie holu, warkocz strug samolotu podnosił lewe skrzydło i szybowiec tracił kierunek zanim zdążyłam zareagować.

Dodatkowe turbulencje na holu nie ułatwiały zadania, ale po pierwszym zakręcie samolotowym jakoś dawałam radę – trzeba było użyć trochę siły, aby powalczyć z wiatrem, także po czterech lotach czułam ręce.

Sam krąg był udany, lot trawersem też wychodził jakoś tak intuicyjnie. Samo lądowanie wychodzi mi tak średnio, za wcześnie wchodzę w fazę wyrównania i robię je za szybko, więc jestem za wysoko nad ziemią, co może zaowocować zwaleniem szybowca po osiągnięciu prędkości minimalnej.

We wtorek dalej bardzo wiało, toteż szef wyszkolenia odwołał loty. Instruktor postanowił więc dać nam lekcję poglądową – jak określić moment, kiedy należy załamać lot przed lądowaniem. Zabrał więc nas na przejażdżkę swoim Boxerem i wytłumaczył perspektywę z jakiej mamy patrzeć. ;)

Środa była dość burzliwa, ale po 16 pogoda na tyle się poprawiła, że loty się odbyły. Pogoda – masełko, idealne warunki do nauki, hol za każdym razem był „bez uwag”, w szybowcu cichutko – wiatr nie wieje, instruktor nic nie mówi ;) Pięknie. Lot w stronę tęczy – bezcenne…

Krąg był tym razem w drugą stronę (start na kierunku 09) i jakoś zakręty nie były już takie idealne, ale złapałam się na tym, że znowu za dużo patrzę na kulkę zamiast na horyzont.

Planowanie kręgu też mnie sporo nauczyło – za wcześnie zrobiony trzeci zakręt komplikuje całe lądowanie. Za późno zrobiony czwarty zakręt komplikuje lądowanie jeszcze bardziej.

Lądowanie – jest coraz lepiej.

Podczas lotu włączyłam endomondo – oto jak leciałam >>

Czwartek – burze i ulewy, nie latamy.

Może w poniedziałek?

Zobacz także:


Leave a Reply